wtorek, 21 lipca 2015

Spacer - rutyna czy wyzwanie?

Dzisiaj przybywam z postem, który nie jest poradnikowy, a jest garścią refleksji na temat bycia z osobą  z demencją na co dzień. Jak wspominałam, bardzo bliska mi osoba zmaga się z tą chorobą, a ten tydzień spędzamy razem. Rodzice, którzy są stałymi opiekunami Babci, wyjechali odetchnąć a opiekunem jestem ja. 

Kiedy tylko przyjechałam i weszłam do pokoju Babci zobaczyłam wystawkę, która zmieniła nieco wygląd od czasu mojego ostatniego pobytu u rodzinki. Musiałam to uwiecznić bo obok zegarka znajduje się gumowa kaczka, zabrana Tadziowi (wnuczek). Jak się później dowiedziałam: "kaczka tam mieszka" i nie można jej zabierać, bo to bardzo ważna kaczka i musi tam stać.

W zasadzie, jeśli można kłaść  spać misia przykrytego kocem (jak widać nie dotyczy to tylko Jasia Fasoli) to czemu by nie mieć gumowej kaczki. 

Spacer - rutyna czy wyzwanie?

Myślę, że niemal każdy opiekun, który na co dzień przebywa z osobą z demencją i słyszy: "macie jeszcze pół godzinki do obiadu, idźcie na spacer" albo "dlaczego nie zabierzesz jej ze sobą do sklepu, przewietrzy się" kiedy idzie na 3 min do lokalnego sklepu po śmietanę, nie ma już siły tłumaczyć dlaczego...

Są wyjątki w postaci podopiecznych, którym wyjście z domu zajmuje chwilę, natomiast przeważająca większość ma z tym problem i czas operacyjny spaceru to czas na zewnątrz plus przygotowania, niemal o tym samym czasie.

Nasza dzisiejsza akcja, przebiła wszelkie szykowania. Zaznaczam, że jako doświadczony opiekun nie narzucałam tempa Babci a jedynie nakierowywałam ją na czynności i przypominałam, że mamy wyjść z domu, żeby nie stresować jej i nie doprowadzić do ataku agresji itp. 

Umówiłyśmy się wczoraj z moją Siostrą i jej synkiem, 10 miesięcznym Tadziem (brzuchacze.blogspot.com), że wyjdziemy im na przeciw z Babcią i razem pójdziemy na spacer.
Rano był telefon kontrolny i ustalenie, że my skończyłyśmy śniadanie, oni się szykują i za niedługo wyjdziemy im na przeciw. 
Okazało się, że od telefonu minęło 40 minut i jak wyszłyśmy z domu, spotkaliśmy ich pod blokiem. Wniosek: szybciej wyszykuje się i wyjdzie mama z niemowlakiem, wózkiem i tobołami z 4 piętra i dojdzie do nas niż my w ogóle zdołamy się ogarnąć z tematem... 

Jak to zrobiłyśmy?

Nasuwa się pytanie: co można robić 40 minut, żeby aż tyle szykować się do wyjścia, kiedy jesteśmy już po śniadaniu i jedyne co trzeba zrobić to przebrać domową spódnice na spodnie i wyjść z domu. 

Oto odpowiedź: 
Etap 1- licytacja: pada pytanie czy nasza Podopieczna wyjdzie na spacer i tu zaczyna się analiza czy na pewno nie jest za zimno, a może za ciepło, a może wieje... Warto sprawdzić to w każdym otwartym oknie, zanim podejmie się decyzje...
Po kilku minutach już wiemy, że wyjdziemy.

Etap 2 - przygotowania: Babcia: "Już idziemy, tylko ja ząbki umyje"... Po 15 min w łazience, okazuje się, że woda jest spłukana 4 razy, bo nie wiadomo czy była spłukana 2 minuty temu, 2 razy umyte ręce, uczesanie, powrót poprawić ręcznik bo krzywo wisiał, sprawdzenie czy woda spłukana.... A zęby nadal nie umyte, więc trzeba się cofnąć. Dałyśmy radę pod nadzorem umyć zęby.  Bez nadzoru cała czynność musiałaby być powielona.

Etap 3 - ubieranie spodni: spodnie są konieczne do wyjścia z domu i nie można iść w spódnicy. Dlaczego? Bo tak i już! Mamy ubrać spodnie, ale "ktoś zabrał". Wczoraj były na krześle, ale "ktoś pewnie przyszedł i zabrał". Po przeszukaniu wszystkich możliwych miejsc odnajdują się w szafie wciśnięte za odzież. Teraz tylko dylemat czy można zostawić grube skarpety, dlaczego nie zmieszczą się w sandałach i już zbliżamy się do przedpokoju. 
Torebka. Jeszcze trzeba zabrać torebkę i sprawdzić czy jest parasol. Są też rękawice zimowe, ale nie można ich zostawić w domu, bo się pewnie przydadzą. Jesteśmy zwarte i gotowe po niecałych 30 minutach...

Etap 4 - wychodzimy... No prawie... bo jeszcze siusiu. To nic, że pytałam czy nie trzeba 5 min temu, ale wtedy nie trzeba było, a teraz trzeba. Jak procedura nakazuje: siusiu, mycie rąk, że 3 razy spuszczenie wody, poprawienie fryzury, znowu mycie rąk,  dylemat czy skarpety może zabrać... Wychodzimy.

Etap 5 - wychodzimy. Naprawdę wychodzimy.
Na korytarzu tylko sprawdzimy czy jest parasol. Zatrzymamy się ze 4 razy na klatce schodowej. Policzymy schody, wychodzimy z bloku i... ta dam! - jest Siostra z Synkiem. 

Jeśli jeszcze ktoś z Państwa (otrzymałam taki mail, za co dziękuję :)) ma ochotę napisać do mnie, że czuje się taki niezorganizowany w podobnych sytuacjach, a ja na pewno mam wprawę i mi zajmuje takie wyjście chwilę, to zapraszam do poczytania tego postu jeszcze raz.
Specyfika tej choroby jest taka, że na wyścigi nie damy radę robić niczego, ale spokojem i cierpliwością osiągniemy cel. Tej cierpliwości życzę Państwu i sobie.

1 komentarz:

  1. Bardzo rozbawił mnie ten tekst pomimo, że jest poważny bo dotyczy choroby. Jakbym widziała siebie i tatę. Tata rzadko wychodzi, ale jak jedziemy do lekarza to już od 6 rano się szykujemy.

    OdpowiedzUsuń