wtorek, 24 lutego 2015

Wszystko przemija... trochę prywatnych emocji dotyczących choroby Alzheimera

Opieka nad osobą z Alzheimerem i posiadanie więzi z taką osobą jest trochę jak mój blog - dużo spraw technicznych, a mało miejsca na refleksje i emocje. W toku opieki wciąż coś jest trudne, coś denerwuje, coś męczy, a przy tym nie widać szans na poprawę. To frustruje. Życie z osobą z chorobą Alzheimera jest trochę jak roller coaster (szybka kolejka w wesołym miasteczku) - gwarantuje ekstremalne doznania na wielu poziomach, a kiedy usiądzie się na chwile, w ciszy spokoju, dochodzi do nas, że w gruncie rzeczy to bardzo przykre... To świadomość przemijania, nieuchronności końca i  bezradności. Patrząc na każdą starszą osobę możemy widzieć przemijanie, uciekający czas, ale w chorobie Alzheimera jest to szczególnie widoczne, bo niemal każdy dzień przynosi coś co mija bezpowrotnie.

Osobiście nie zajmuję się własną babcią, czynią to bardzo dobrze moi rodzice. Ja natomiast na ile jest to możliwe telefonuje, odwiedzam ją i spędzam możliwie wiele czasu, by dać jej poczucie, że jednak jestem. Nawet jeśli kolejnego dnia po moim wyjeździe "okazuje się", że nie byłam u niej bardzo dawno, a babcia nie pamięta odwiedzin. Powrót do domu, od rodziców i babci to za każdym razem "trauma", ponieważ mimo wiedzy, umiejętności nie potrafię się całkiem zdystansować do tego co dzieje się z jedną najbliższych mi osób. 

Kiedy byłam dzieckiem zostawałam u babci na weekend, a ona robiła kanapki z twarogiem i miodem, smarowała je takim wielkim wyszczerbionym nożem... Piekła drożdżówkę, najlepiej wyrośniętą z dotąd widzianych przeze mnie i zawsze się udawała. Robiłyśmy razem domowy makaron, a ja posypywałam stolnice mąką. Robiła idealne jajka na miękko, które zawsze były półpłynne, a nigdy nie patrzyła na zegarek. Czyściła paznokcie rabarbarem kiedy byliśmy na działce, bo to wybiela - to było dla mnie skrajnie dziwne, kiedy byłam dzieckiem. 

To brzmi trochę jak wspomnienia, osoby która odeszła, ale trochę tak jest, niestety...

Zajmowała się naszą trójką (siostra, brat i ja), kiedy byliśmy mali, a kilka dni temu pytała: "trójką to znaczy kim"? Nie piekła nigdy drożdżówki bo nie miała piekarnika, a do tego dopiero od niedawna je twaróg. Podobnie do tego, nie była ze mną nigdy na działce, nigdy u niej nie mieszkałam... Makaron od zawsze kupuje, a nigdy nie zostawała z nami sama. Tak jakby to co jest dla mnie ważne nigdy nie istniało, nigdy nie miało znaczenia. To przykre, bardzo przykre... Cieszę się, że chociaż ja jestem nadal, choć w rozmowie przez telefon nie jest to już takie pewne, że ja to ja. 

Wszystko przemija, a każdego dnia ma się poczucie, że nasz chory staje się nam coraz bardziej obcy, inny niż był zawsze. W zasadzie nie wiadomo jaki, bo za każdym razem inaczej przedstawia siebie.

To są moje prywatne przemyślenia i emocje, ale pewna jestem, że dotyczą one wielu opiekunów rodzinnych bliskich osób z Alzheimerem. Wielu z nas patrzy na rodziców, dziadków, męża, żonę i wie, że wszystko przemija, że nic już nie będzie takie samo...

Co robić? Tym razem nie udzielę rady, bo pozostaje pogodzić się tym, a jak to zrobić na razie sama nie wiem, bo też próbuję...

Jest szereg świetnych kampanii dotyczących choroby Alzheimera a ta szczególnie porusza mnie bo pokazuje to o czym właśnie piszę - wspomnienia żyją w mózgu. Polecam!

Miłego tygodnia!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz