Drodzy Czytelnicy,
zapraszam na drugą z cyklu: Z pamiętnika opiekuna, wzruszającą historię opieki nad osobą bliską z demencją.
Autorka chciała zostać anonimowa.
Podzieliła się z nami bardzo osobistym przeżyciem emocjonalnego tracenia osoby bardzo bliskiej, a także poruszyła aspekt umieszczenia osoby bliskiej w DPS, co dla wielu osób, które borykają się z tą decyzją jest ważnym świadectwem.
"Moja babcia zachorowała około 8 lat temu. Początkowo były to niewielkie objawy. Zapominanie nazw rzeczy itp. Moja mama jednak zaniepokoiła się, bo jako pielęgniarka widziała te objawy z tym gorszym znaczeniu. Poszła z babcią do lekarza, jednak lekarka wyrzuciła mamę z gabinetu sądząc, że chce zrobić z babci wariatkę. I tak minęło kilka lat...
Babcia w tym
czasie nie chciała się leczyć a jej stan się pogarszał. Była na etapie
zapominania jak się nazywa. Wtedy w końcu lekarze zdiagnozowali Alzhaimera.
Zaczęli podawać leki, ale było już za późno, żeby te chorobę choć trochę
spowolnić.
Z dnia na dzień było coraz gorzej. Babcia okazywała dużo agresji,
strasznie schudła, bo nie chciała jeść tego co jej podawaliśmy. W ciągu
dnia była cicha jak myszka, najczęściej stała za drzwiami w swoim
pokoju. Skradała się po domu bardzo cicho i straszyła wszystkich. Były
przejawy myślenia, raz z płaczem przyszła do mnie żebym jej pomogła bo
ona chyba oszalała. Ale było to krótkotrwałe. Po 7 około latach już nie
byliśmy w stanie sobie radzić z babcią. W sumie to ja nie mogłam sobie
poradzić, bo akurat byłam po maturze, więc miałam bardzo długie wakacje.
Rodzice pracowali od rana do nocy, więc byłam z nią sama. Nie było
możliwości nawet wyjść do sklepu. Groziło to spalaniem się domu itp.
Ciągle odkręcała gaz i krany z wodą. Nawet w środku nocy. Najgorsze dla
mnie było to, że zaczęłam ją nienawidzić. Kłóciłyśmy się bardzo, rzucała
we mnie przedmiotami, a ja w nią.
Toczyłyśmy walkę przez ponad rok. Byłam na skraju załamania nerwowego.
Miewałam różne zwidy, stałam się bardzo agresywna. Bardzo ciężkie było
też to, że nie miałam wsparcia w przyjaciołach i w dalszej rodzinie.
Koleżanki nie rozumiały co ja przeżywam. Mówiły, że to jest moja babcia,
więc jak mogę jej nienawidzić i że na pewno nie jest tak źle jak mówię.
Reszta rodziny urwała z nami kontakt po tym jak babcia jeszcze mając
dostęp do telefonu itp powiedziała całej rodzinie że ją głodzimy i
bijemy, co prawdą nie było. Zostałam z tym sama z rodzicami. Gdy
już myślałam, że zwariuje i zabije siebie albo babcie, w końcu, po
półtora roku udało się uzyskać sądowe ubezwłasnowolnienie. Potem jeszcze
tylko pół roku próśb o dofinansowanie z gminy na dom opieki. I tak po
prawie dwóch latach mojego opiekowania się nad babcią, zamieszkała w
domu opieki. Bardzo mi było ciężko z tą myślą że oddaje ją jak jakąś z
użytą zabawkę. Bo babcia opiekowała się mną przez całe moje dzieciństwo.
Ale nie było innego wyjścia...
Kiedy odwiedziłam ją po około tygodniu, zrozumiałam że nie mogłam podjąć
z rodzicami lepszej decyzji. Babcia była szczęśliwa. Tam poświęcono jej
uwagę 24 na dobę. Miała towarzystwo. Zajęcia grupowe. Zabawę ze
zwierzętami. Ja nie mogłam jej tego zapewnić. Jako 19- letnia dziewczyna
też musiałam się uczyć, szukać odpowiednich studiów dla siebie. Musiałam
posprzątać w domu czy najnormalniej w świecie wyjść do sklepu. Nie
bardzo mogłam to robić, bo opiekowałam się babcia. Po około 3 miesiącach
zauważyłam że moje podejście do babci się zmieniło. Znowu była moją
babcią, którą kocham. Która po prostu poważnie się pochorowała. Już jej
za to nie winiłam. Już bez problemów ją odwiedzałam. Wiem, że tam jest
bezpieczna i szczęśliwa. Ja teraz też zaczęłam być. W końcu mogłam
zacząć żyć własnym życiem.
Troszkę się rozpisałam i popłakałam...
Podsumowując. Wsparcia od
rodziny i przyjaciół brak. Opieka przebiega naprawdę fajnie. Wszystkie
panie, które się babcią opiekują są naprawdę kochane. Razem z rodzicami
przywiązywaliśmy duża uwagę do tego, jaki dom opieki wybierzemy.
Chcieliśmy żeby to nie był typowy DPS, wypchany po brzegi starszymi
osobami, które są przywiązywane do łóżek, tylko naprawdę fajny DOM. Z
zewnątrz mamy wsparcie finansowe od gminy. Niewielkie, ale zawsze coś. Straszne było to, że wszystkie te papierowe i urzędowe sprawy trwały
baardzo długo.
Podczas ostatnich odwiedzin zauważyłam nawet lekką poprawę zdrowia.
Owszem, lekarz stwierdził zanik kory mózgowej, ale gołymi oczami można
było zauważyć że jest lepiej. Może to wpływ ładnej pogody, lepszego
samopoczucia. W każdym razie babcia mnie poznała.. W końcu..i nawet
powiedziała, że mnie kocha i cieszy się, że jestem. Jedno zdanie, a
sprawiło, że bardzo mi ulżyło."
Bardzo dziękuję Autorce, za tę wzruszającą i osobistą historię swojego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz